Jak stałem się posiadaczem MZ
Mając
za sobą kilka lat przerwy w jeździe na motocyklach, pomyślałem że
fajnie by było sobie jakiś sprawić. Jako
że fundusze
przeznaczone na
zakup
motocykla nie
były wielkie, postanowiłem kupić MZ ETZ 251. Po
krótkich poszukiwaniach w internecie
trafiłem na
fajnie zrobiony egzemplarz z 1989r. Była to wersja
przejściowa, która miała ramę od MZ ETZ 250. Jednym z
problemów był fakt że moja MZ znajdowała się na drugim końcu
polski. Po rozmowie ze sprzedającym ustaliliśmy że MZ zostanie
przywieziona do mnie firmą kurierską. W końcu nadszedł dzień
kiedy MZ miała dotrzeć do Suwałk, gdzie mieszkam. Po kilku
godzinach oczekiwania na kuriera postanowiłem zadzwonić i poszukać
mojej przesyłki. Dowiedziałem się że moja przesyłka jako
wielkogabarytowa zostanie dostarczona do mnie jutro. Jutro jednak
bardzo mi nie odpowiadało, nie mogłem wziąć kolejnego wolnego dnia w
pracy. Wymyśliliśmy wraz z żoną że sami odbierzemy MZ z Ełku dokąd
dotarła. Po przybyciu na miejsce i opłaceniu kosztów
przesyłki
odebraliśmy nasz motocykl. Przed pierwszą jazdą musieliśmy go sobie
poskładać. Wlać olej do silnika, podłączyć akumulator, przykręcić
kierownicę, wlać paliwo. MZ odpaliła po kilku metrach pchania, na
starter nie chciała, być może przyczyną była jazda przez całą polskę na
leżąco. MZ posiadaliśmy chyba ze dwa sezony. Jeździliśmy razem z żoną
na krótkie wycieczki, przeważnie odwiedzając rodzinę. MZ
jednak
była za słaba do jazdy we dwoje. Remont silnika również w
tym
nie wiele pomógł. Gdy kupiliśmy Yamahę XJ 600S, szybko
pozbyliśmy się MZ.
Jak stałem się posiadaczem XJ
Po
jakimś czasie używania ETZ stwierdziliśmy że jest za słaba, i
dorośliśmy od zakupu prawdziwego motocykla. Po kilku dniach wertowania
internetu postanowiliśmy wybrać się do Bartoszyc aby obejrzeć motocykle
w firmie motorrado http://motorrado.pl Z zebranych tam motocykli
najbardziej spodobała nam się Yamaha XJ 600S Diversion w kolorze
stalowym. Był luty i nie mogliśmy zrobić jazdy próbnej, ale
umówiliśmy się co do ceny, i że motocykl zostanie nam
dostarczony do Suwałk. Sprzedający obiecał również wymienić
przeciekające uszczelniacze przedniego zawieszenia. Po około
dwóch tygodniach motocykl dotarł do Suwałk, a ja zabrałem
się za
rejestrowanie motocykla, który pochodził z Niemiec i nie był
jeszcze rejestrowany w naszym kraju. Pierwsze przejażdżki rozpoczęliśmy
już w marcu. Było zimno, ale bardzo fajnie. Z pierwszej dalszej
przejażdżki wróciliśmy pchając motocykl, po prostu silnik
przestał pracować, później okazało się że to tylko zagięty
przewód odpowietrzający zbiornik. Yamaha jeździliśmy kilka
miesięcy, aż do wypadku w którym najechałem na wysoki
krawężnik.
Motocykla postanowiłem nie remontować, sprzedałem go koledze.
Jak stałem się posiadaczem GSX
Suzuki
GSX
1100F kupiliśmy trochę przypadkowo. Po wypadku na XJ przez
cały sezon nie mieliśmy motocykla. Któregoś dnia zadzwoniłem
do
Bartoszyc do Pana Adama aby umówić się na pooglądanie
motocykli,
które ma w swojej firmie. Powiedział mi że właśnie zamienił
Burgmana na GSXF i ma go do sprzedania. Nie myślałem wcześniej o
motocyklach o tej pojemności oraz masie. Była późna jesień
kiedy
pierwszy raz przejechałem się na GSX 1100, wtedy właśnie pokochałem
motocykle o dużej pojemności. Umówiliśmy się z Panem Adamem
że
moto przezimuje u niego, a później go odbierzemy. Motocykl
odebrałem w pierwszy dzień wiosny, Adam przywiózł go do
Giżycka,
resztę trasy zrobiliśmy już na kołach przy temperaturze około zera.
Jak stałem się posiadaczem GSXR
Zaraz
po odebraniu GSX 1100F od Adama, właściciela firmy
Motorrado z Bartoszyc, zacząłem snuć plany na
przyszłość co by tu kupić po GSX. Po krótkich
poszukiwaniach w internecie stwierdziłem że GSX-R 1100W
będzie dobrym wyborem. Potrzebowałem motocykla ze
standardowym wymiarem kół, czyli 17 cali, nie 16
jak w GSX. Duży wybór opon, niższe ceny. Poza tym motocykl
miał być lżejszy od GSX, który ważył z paliwem i
olejem około 270kg. GSX-R według danych z internetu waży 221kg, i tę
różnicę czuć. GSXa położyłem trzy razy. Pierwszy raz
parkując pod firmą noga mi się obsunęła i ległem na prawej stronie,
później miałem problemy z podniesieniem motocykla. Za drugim
razem chciałem zawrócić na asfalcie, pochyliłem motocykl za
bardzo w lewo i już nie dałem go rady utrzymać. Trzeci raz był
najzabawniejszy, ponieważ po prostu zapomniałem rozłożyć stopki
bocznej. Cóż jeszcze, motocykl miał być chłodzony cieczą, z
tego powodu w silniku GSX-Ra znajduje się jedynie 3 litry oleju, a nie
prawie 5 jak w GSXie. Dodatkowo w GSX-R są o wiele leprze hamulce
które ma ją zaciski 6 tłoczkowe, w GSX jedynie 2 tłoczkowe.
Poza tym GSX-R posiada dwie lampy, które bardzo dobrze
świecą, szczególnie światła drogowe.
Po prawie rocznym użytkowaniu GSXa postanowiłem go sprzedać. Nie chodziło o to że motocykl był jakiś trefny, po prostu miał już 18 lat i przebieg 70 000 km, jeśli wierzyć licznikowi, dodatkowo był to jeden z pierwszych egzemplarzy i nie miał wzmocnionej ramy, co objawiało się łapaniem shimi przy prędkościach rzędu 250km/h. Po takim doświadczeniu włosy na plecach stają dęba ;-)
Zaczęły się poszukiwania GSX-Ra. Nie było łatwo. Pierwszy egzemplarz był daleko, 96 rok mały przebieg, do wymiany wkład lampy przedniej, przywieziona z Niemiec. Niestety ktoś ją mi zwinął z przed nosa. Druga była w łodzi 95 rok, 40 000km. Niestety nie mogłem się doprosić o leprze zdjęcia i ją sobie odpuściłem. Będąc któregoś razu w Kauflandzie postanowiłem kupić sobie Giełdę Motocyklową. W niej to właśnie znalazłem ofertę sprzedaży GSX-Ra z Łomży. Do Łomży mam blisko 100km. Zadzwoniłem i umówiłem się na oględziny. Za kilka dni pojechaliśmy do Łomży wraz z Sylwią i kolegą Sylwkiem. GSX-R stał przykryty plandeką w ciepłym garażu pod budynkiem mieszkalnym. Zapalił od razu i słychać było że silnik jest w dobrym stanie, żadnych stuków itp. Motocykl nie był niestety w oryginalnym kolorze i miał nieoryginalne, przelotowe wydechy, co się mi nie spodobało. Malowanie było jednak ładne, na styl GSX-R z 2001r. Przejechałem się, motocykl wydawał się prosty, dwójka nie wyskakiwała, wyglądało że wszystko jest O.K. Później zapytałem o cenę... Była dosyć wysoka. Po krótkich negocjacjach sprzedający wyrzucił z niej 500 zł. Podziękowałem sprzedającemu za pokazanie motocykla i pojechaliśmy do domu. W drodze powrotnej zdecydowaliśmy, że jednak go kupujemy.
Po jakiś dwóch tygodniach 13.01.2007 umówiliśmy się na odbiór motocykla. Mieliśmy problem z załatwieniem transportu do Łomży, w końcu pojechaliśmy z Robertem i Moniką, Fordem Transitem. I bardzo dobrze że był to Transit, ale wtedy nie wiedzieliśmy, jeszcze że paka się nam do czegoś przyda, bo mieliśmy wracać na kołach. W Łomży po podpisaniu umowy i przekazaniu pieniędzy wyprowadziliśmy motocykl z garażu i ruszyliśmy w drogę powrotną do Suwałk. Motocykl nie odpalił jednak za pierwszym dotknięciem, dopiero za drugim... O.K. jedziemy po kilku kilometrach przestały świecić światła, wskazówka na zegarze temperatury oparła się o kołek, obrotomierz przestał działać, po włączeniu kierunkowskazu silnik przestał pracować... Skończył się prąd. Jak się później okazało uszkodzeniu uległo sprzęgło napędu alternatora, i alternator po prostu stał. Wtedy bardzo przydał się Transit, byliśmy gdzieś 80 km od Suwałk, a temperatura wynosiła 4 stopnie. Po kilku podejściach GSX-R wylądował na pace. Strasznie ciężko było go nam załadować. Ale w końcu jakoś się udało. Motocykl zawieźliśmy od razu do Dziawera, do serwisu Yamahy. Spotkaliśmy tam Szymona Dziawera, który przyjechał do brata do Suwałk. GSX-R się spodobał. Była sobota, w poniedziałek zacząłem wydzwaniać do Dziawera, czy już wie dlaczego nie ma ładowania? Niestety nie wiedział, za dwa dni był u niego elektryk, który stwierdził że nie ma ładowania, wiedziałem to i bez elektryka, dodatkowo powiedzieli mi że padły wszystkie świece... Postanowiłem zabrać motocykl do garażu i samemu zabrać się za naprawę, bo szkoda było nerwów. Na pożyczonych świecach z których 3 były dobre doczłapałem się do garażu, silnik chodził jak wrak. Zamówiłem nowe świece, były już na drugi dzień. Wymieniłem, podładowałem akumulator, motocykl zaczął dobrze zapalać, silnik pracował równo. Wymontowałem alternator i dałem do sprawdzenia, elektryk stwierdził że alternator jest dobry. Zacząłem kombinować z regulatorem napięcia, który jest zamontowany z alternatorze, także okazał się być sprawny. Aż w którymś momencie zauważyłem że alternator się po prostu nie kręci. W moim GSX-R napęd alternatora przekazywany jest przez gumowe sprzęgło które się rozwulkanizowało i nie przenosiło napędu pod obciążeniem. Bez rozbierania napędu sprzęgła skleiłem je tymczasowo klejem, po uruchomieniu silnika ładowanie było, teraz już wiedziałem że to jest to. Rozebrałem napęd alternatora, co nie było proste, i wymagało wyjęcia gaźników i rozebrania połowy motocykla. Wadliwe sprzęgło gumowe zostało wymienione na tuleję wykonaną z teflonu. Ponoć te sprzęgła się często sypią i dlatego zdecydowałem się na taką przeróbkę, teraz powinno wytrzymać więcej niż oryginał. W motocyklu wymieniłem również olej, filtr oleju, przykleiłem tankpada, zamontowałem alarm, zegar oraz termometr.
Przyszła wiosna, przy okazji pierwszej wiosennej przejażdżki, okazało się że podczas jazdy na wprost ster jest lekko skręcony w prawo, około pół centymetra. Używając sznurka stwierdziłem że mam wygięty lewy teleskop... Jak pisałem wcześniej w motocyklu miałem zamontowane przelotowe tłumiki, które były bardzo głośne. Dodatkowo motocykl palił bardzo dużo paliwa, nawet 10 litrów na 100 km. Na allegro znalazłem człowieka, który miał oryginalne wydechy w dobrym stanie, do mojego modelu. Zadzwoniłem do niego i się po prostu zamieniliśmy. Po zamontowaniu oryginalnych wydechów i regulacji gaźników motocykl pali średnio 7 litrów na 100km. Taka konsumpcja mnie zadowala. A dodatkowo motocykl jeździ lepiej niż na tych sportowych. Po jakimś czasie zaczęły puszczać uszczelniacze przedniego zawieszenia, przy okazji ich wymiany postanowiłem wysłać lewą lagę wraz z rurą nośną do prostowania. Po kilku dniach, w między czasie minęły święta wielkanocne, dostałem wyprostowane elementy . Przednie zawieszenie zostało zmontowane i okazało się że wszystko jest proste. Zrobiliśmy sobie z Sylwią 200km wycieczkę i wszystko z motocyklem jest O.K. Oglądając dokładnie tylną felgę, znalazłem na niej ślady prostowania, nie są duże, ale na Allegro znalazłem tanio tylne koło do Bandita 1200 z 97 roku i po szkiełkowaniu, malowaniu bezbarwnym proszkiem i wymianie łożysk, koło jest już zamontowane w motocyklu. Ładnie się prezentuje. Jak nabiorę ochoty, to zrobię to samo z przednim kołem.
Po prawie rocznym użytkowaniu GSXa postanowiłem go sprzedać. Nie chodziło o to że motocykl był jakiś trefny, po prostu miał już 18 lat i przebieg 70 000 km, jeśli wierzyć licznikowi, dodatkowo był to jeden z pierwszych egzemplarzy i nie miał wzmocnionej ramy, co objawiało się łapaniem shimi przy prędkościach rzędu 250km/h. Po takim doświadczeniu włosy na plecach stają dęba ;-)
Zaczęły się poszukiwania GSX-Ra. Nie było łatwo. Pierwszy egzemplarz był daleko, 96 rok mały przebieg, do wymiany wkład lampy przedniej, przywieziona z Niemiec. Niestety ktoś ją mi zwinął z przed nosa. Druga była w łodzi 95 rok, 40 000km. Niestety nie mogłem się doprosić o leprze zdjęcia i ją sobie odpuściłem. Będąc któregoś razu w Kauflandzie postanowiłem kupić sobie Giełdę Motocyklową. W niej to właśnie znalazłem ofertę sprzedaży GSX-Ra z Łomży. Do Łomży mam blisko 100km. Zadzwoniłem i umówiłem się na oględziny. Za kilka dni pojechaliśmy do Łomży wraz z Sylwią i kolegą Sylwkiem. GSX-R stał przykryty plandeką w ciepłym garażu pod budynkiem mieszkalnym. Zapalił od razu i słychać było że silnik jest w dobrym stanie, żadnych stuków itp. Motocykl nie był niestety w oryginalnym kolorze i miał nieoryginalne, przelotowe wydechy, co się mi nie spodobało. Malowanie było jednak ładne, na styl GSX-R z 2001r. Przejechałem się, motocykl wydawał się prosty, dwójka nie wyskakiwała, wyglądało że wszystko jest O.K. Później zapytałem o cenę... Była dosyć wysoka. Po krótkich negocjacjach sprzedający wyrzucił z niej 500 zł. Podziękowałem sprzedającemu za pokazanie motocykla i pojechaliśmy do domu. W drodze powrotnej zdecydowaliśmy, że jednak go kupujemy.
Po jakiś dwóch tygodniach 13.01.2007 umówiliśmy się na odbiór motocykla. Mieliśmy problem z załatwieniem transportu do Łomży, w końcu pojechaliśmy z Robertem i Moniką, Fordem Transitem. I bardzo dobrze że był to Transit, ale wtedy nie wiedzieliśmy, jeszcze że paka się nam do czegoś przyda, bo mieliśmy wracać na kołach. W Łomży po podpisaniu umowy i przekazaniu pieniędzy wyprowadziliśmy motocykl z garażu i ruszyliśmy w drogę powrotną do Suwałk. Motocykl nie odpalił jednak za pierwszym dotknięciem, dopiero za drugim... O.K. jedziemy po kilku kilometrach przestały świecić światła, wskazówka na zegarze temperatury oparła się o kołek, obrotomierz przestał działać, po włączeniu kierunkowskazu silnik przestał pracować... Skończył się prąd. Jak się później okazało uszkodzeniu uległo sprzęgło napędu alternatora, i alternator po prostu stał. Wtedy bardzo przydał się Transit, byliśmy gdzieś 80 km od Suwałk, a temperatura wynosiła 4 stopnie. Po kilku podejściach GSX-R wylądował na pace. Strasznie ciężko było go nam załadować. Ale w końcu jakoś się udało. Motocykl zawieźliśmy od razu do Dziawera, do serwisu Yamahy. Spotkaliśmy tam Szymona Dziawera, który przyjechał do brata do Suwałk. GSX-R się spodobał. Była sobota, w poniedziałek zacząłem wydzwaniać do Dziawera, czy już wie dlaczego nie ma ładowania? Niestety nie wiedział, za dwa dni był u niego elektryk, który stwierdził że nie ma ładowania, wiedziałem to i bez elektryka, dodatkowo powiedzieli mi że padły wszystkie świece... Postanowiłem zabrać motocykl do garażu i samemu zabrać się za naprawę, bo szkoda było nerwów. Na pożyczonych świecach z których 3 były dobre doczłapałem się do garażu, silnik chodził jak wrak. Zamówiłem nowe świece, były już na drugi dzień. Wymieniłem, podładowałem akumulator, motocykl zaczął dobrze zapalać, silnik pracował równo. Wymontowałem alternator i dałem do sprawdzenia, elektryk stwierdził że alternator jest dobry. Zacząłem kombinować z regulatorem napięcia, który jest zamontowany z alternatorze, także okazał się być sprawny. Aż w którymś momencie zauważyłem że alternator się po prostu nie kręci. W moim GSX-R napęd alternatora przekazywany jest przez gumowe sprzęgło które się rozwulkanizowało i nie przenosiło napędu pod obciążeniem. Bez rozbierania napędu sprzęgła skleiłem je tymczasowo klejem, po uruchomieniu silnika ładowanie było, teraz już wiedziałem że to jest to. Rozebrałem napęd alternatora, co nie było proste, i wymagało wyjęcia gaźników i rozebrania połowy motocykla. Wadliwe sprzęgło gumowe zostało wymienione na tuleję wykonaną z teflonu. Ponoć te sprzęgła się często sypią i dlatego zdecydowałem się na taką przeróbkę, teraz powinno wytrzymać więcej niż oryginał. W motocyklu wymieniłem również olej, filtr oleju, przykleiłem tankpada, zamontowałem alarm, zegar oraz termometr.
Przyszła wiosna, przy okazji pierwszej wiosennej przejażdżki, okazało się że podczas jazdy na wprost ster jest lekko skręcony w prawo, około pół centymetra. Używając sznurka stwierdziłem że mam wygięty lewy teleskop... Jak pisałem wcześniej w motocyklu miałem zamontowane przelotowe tłumiki, które były bardzo głośne. Dodatkowo motocykl palił bardzo dużo paliwa, nawet 10 litrów na 100 km. Na allegro znalazłem człowieka, który miał oryginalne wydechy w dobrym stanie, do mojego modelu. Zadzwoniłem do niego i się po prostu zamieniliśmy. Po zamontowaniu oryginalnych wydechów i regulacji gaźników motocykl pali średnio 7 litrów na 100km. Taka konsumpcja mnie zadowala. A dodatkowo motocykl jeździ lepiej niż na tych sportowych. Po jakimś czasie zaczęły puszczać uszczelniacze przedniego zawieszenia, przy okazji ich wymiany postanowiłem wysłać lewą lagę wraz z rurą nośną do prostowania. Po kilku dniach, w między czasie minęły święta wielkanocne, dostałem wyprostowane elementy . Przednie zawieszenie zostało zmontowane i okazało się że wszystko jest proste. Zrobiliśmy sobie z Sylwią 200km wycieczkę i wszystko z motocyklem jest O.K. Oglądając dokładnie tylną felgę, znalazłem na niej ślady prostowania, nie są duże, ale na Allegro znalazłem tanio tylne koło do Bandita 1200 z 97 roku i po szkiełkowaniu, malowaniu bezbarwnym proszkiem i wymianie łożysk, koło jest już zamontowane w motocyklu. Ładnie się prezentuje. Jak nabiorę ochoty, to zrobię to samo z przednim kołem.
Jak stałem się posiadaczem CBR
Pod
koniec kwietnia 2008 r. wybraliśmy się na spotkanie organizowane
przez naszego kolegę Bartka z
Oławy.
Wyjechaliśmy wcześnie rano, bo do Oławy jest 625 km Było dosyć chłodno,
około 8 stopni, a już przed Augustowem zaczęło trochę padać. Marzliśmy,
ale jechaliśmy dalej robiąc przerwy tylko na tankowanie i kawę. Po 400
km dotarliśmy do Kutna, gdzie chcieliśmy obejrzeć Hondę CBR 1100 XX z
99 roku. Hondę obejrzeliśmy pobieżnie, ponieważ się spieszyliśmy, a
było dość późno. Około godziny 16 dotarliśmy do Oławy i
spotkaliśmy się z Bartkiem. Po krótkiej chwili zabrawszy ze
sobą
kilku kolegów Bartka pojechaliśmy w okolice autostrady A4,
gdzie
czekaliśmy na przyjazd kolegów z Niemiec. Zjedliśmy pyszną
golonkę i od razu zrobiło się nam cieplej, temperatura tez się w
międzyczasie podniosła do 17 stopni. Gdy przybyli ludzie z Niemiec
pojechaliśmy razem na naszą miejscówkę w Sudetach.
Jechaliśmy
bardzo ładną drogą z mnóstwem zakrętów. Dojazd do
naszej
miejscówki był dosyć specyficzny ponieważ droga
która tam
prowadziła była bardzo stroma, było bardzo ślisko, miejscami drogą
płynął strumyk, a w GSX-R miałem sportowe opony, z tyłu prawie bez
bieżnika. Na miejsce dotarliśmy około 22, przejeżdżając tego dnia
850km. Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę po okolicy, niestety
było zimno i mgliście. W Zieleńcu na poboczu leżał jeszcze śnieg.
Obejrzeliśmy Kaplicę Czaszek, która zrobiła na nas duże
wrażenie, oraz zjedliśmy pyszną rybkę, którą można było
sobie
samemu złowić. Później pojechaliśmy na stronę Czeską, na
topinkę
i gorącą owocową herbatę. W niedzielę około 10 zaczęliśmy zbierać się
do wyjazdu. Po drodze obejrzeliśmy zamek w Bolkowie, który
się
nam bardzo spodobał. Gdy ruszaliśmy z Bolkowa stwierdziłem że nie mam
ładowania, dokładnie wiedziałem co się stało. Ustaliliśmy że jedziemy
bez świateł do Oławy, gdzie spróbujemy naprawić ładowanie. U
kolegi Pawła w Oławie wspólnymi siłami udało się naprawić
usterkę. Okazało się że uszkodzeniu uległ napęd alternatora. W
poniedziałek rano ruszyliśmy z Oławy, było dosyć ciepło i przyjemnie.
Po około 100 km mieliśmy bardzo nieprzyjemną sytuację, ponieważ
wpadliśmy w poślizg na jednym z zakrętów, coś było rozlane
na
drodze, na szczęście nic się nie stało. Około 12 dotarliśmy do Kutna.
Dzięki pomocy kolegi Sylwka który przelał nam pieniądze na
konto
i dobrej woli ludzie z firmy Moto-Kutno staliśmy się posiadaczami Hondy
CBR 1100 XX Super BlackBird, z której jesteśmy bardzo
zadowoleni. Reasumując przejechaliśmy 1800 km, z tego 1400km. GSX-R
1100 i 400km. Hondą. Po zakupie Honda otrzymała nowe ogumienie, olej
oraz filtry, a także stelaż i kufry firmy Kappa
Jak stałem się posiadaczem MG
- Moto Guzzi
V50II z 1979 r.
Jakiś czas temu mój kolega Sylwek wyraził chęć sprzedaży swojej ETZ 250, którą miał od kilku lat. ETZ nie nadawała się do dalszych wycieczek, czego kilkukrotnie dowiodła. Motorek został wystawiony na jednym z popularnych portali aukcyjnych i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znalazł nabywcę. Jako że nie ma róży bez kolców, sama sprzedaż okazała się być dosyć problematyczna, bo kupujący aktualnie znajdował się w Norwegii co wiązało się z niemożnością osobistego odbioru motocykla. Motocykl należało dostarczyć do Ostrowca Świętokrzyskiego do brata kupującego. Ostrowiec Świętokrzyski okazał się być oddalony od Suwałk, gdzie mieszkamy, o 450 km. Kolega po zapoznaniu się cennikiem firm kurierskich miał chyba nadzieję że zostanie ze swoją ETZ 250 razem po wsze czasy i będą żyć długo i szczęśliwie jeżdżąc w koło komina. Ale nic z tego, wtedy do akcji wkroczyłem ja i powiedziałem że nawet jak bym miał dołożyć do interesu to tę ruinę z Suwałk wywiozę. Potem akcja potoczyła się szybko, kolega wypożyczył przyczepkę i pod osłoną nocy ETZ została załadowana i skrępowana pasami co by się nie mogła samoistnie uwolnić. W sobotę rano z siłą 163 koni pociągnęliśmy przyczepkę wraz z ETZ do Ostrowca Świętokrzyskiego. - W międzyczasie w mojej głowie zaczął się układać szatański plan, skoro jedziemy już tak daleko, to może obejrzymy po drodze jakiś motocykl, ponieważ szukaliśmy czegoś małego do jazdy po okolicy. Do Ostrowca dotarliśmy około południa, zaliczywszy po drodze deszcz jakiego żem w życiu nie widział. Szybko załatwiliśmy formalności związane ze sprzedażą motocykla,
- szybka sesja zdjęciowa na do widzenia i pojechaliśmy do Buska Zdroju aby obejrzeć Moto Guzzi Imola. W Busku kolejny raz przekonaliśmy się że zdjęcia nie oddają w 100% stanu technicznego motocykla. Motocykl jako model podobał się mi bardzo ale jego stan techniczny i niekompletność była nie do przyjęcia, części pochodziły z różnych modeli Moto Guzzi. Poza tym gdzieś zaginęły dokumenty.
- Zniesmaczeni, ruszyliśmy do wsi Krystyna nieopodal
Garwolina, gdzie Sylwek zakupił piękną Yamahę XJ 900 Diversion z 2002
roku, która pomoże mu zapomnieć o ETZ 250.
Kilka dni po naszej wyprawie na jednym z popularnych portali aukcyjnych pojawiło się Moto Guzzi V50II z 1979 r. Moto Guzzi na zdjęciach wyglądało dosyć ładnie i znajdowało się w Chodowie niedaleko Siedlec. Jako że do Siedlec jest kawałek drogi, a Volvo nie jeździ na wodzie (na benzynie i gazie też nie), postanowiłem poszukać sponsora. Na sponsorem wytypowałem kolegę z zaprzyjaźnionego sklepu z częściami do ciężarówek Darka. Darek już od kilku lat wspominał, że kiedyś jeździł Jawą i chciałby kupić jakiś motocykl, ale nie wie jaki. Jako że byłem zdesperowany i bardzo chciałem obejrzeć motocykl w Chodowie, wytoczyłem ciężką artylerię i pokazałem mu w necie piękne studyjne zdjęcie Yamahy XJR 1300, motocykl bardzo się spodobał, zauważyłem że rybka chwyciła haczyk. Dla dopełnienia efektu poprosiłem kolegę Marcina aby pokazał Darkowi swoją XJR. Gdy Darek obejrzał na żywo Yamahę, o niczym innym już nie mówił, szybko wyszukaliśmy w Warszawie firmę która miała na stanie dwie XJRki. Darek nie mógł z nami jechać, ja miałem wybrać jeden z motocykli i mu go dostarczyć. Gdy nadeszła sobota udaliśmy się do Warszawy gdzie po obejrzeniu i jeździe próbnej zakupiliśmy jedną z XJRek. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Chodów. W Chodowie okazało się że oprócz Moto Guzzi, sprzedający notabene też Darek, posiada bardzo dużo innych motocykli i jest to istna Mekka dla miłośników motocyklowych staroci. Po pysznej kawie, przejażdżce, owocnych targach i miłej pogawędce stałem się posiadaczem Moto Guzzi V50II z 1979r. Trochę czasu zajęło nam mocowanie motocykli na przyczepce, bo najpierw trzeba było zdjąć Yamahę, ustawić przyczepkę do przewozu dwóch motocykli załadować i je zabezpieczyć. Około dziesiątej wieczorem przekazałem Darkowi jego XJR i pojechałem do mojego garażu z nowo nabytym motocyklem.